Przejdź do treści
Strona główna » Blog » Konie

Konie

Konie były obecne w moim życiu od dziecka – w gospodarstwie funkcjonowały jako zwierzęta pracujące. Ale niedaleko mojej wsi mieszkali hodowcy koni, słynnych w całej Polsce. Jako mała dziewczynka chodziłam tam obserwować te piękne zwierzęta, ale nigdy nie odważyłam się na nie wsiąść. Wstydziłam się nawet o to poprosić. Dla mnie były czymś nieosiągalnym, całkowicie poza moim zasięgiem.

Czasami siedząc na naszym podwórku, widziałam, jak jeżdżono na tych koniach między polami — to było jak nierzeczywisty sen, który nigdy miał się nie spełnić. Ale dostojne piękno tych zwierząt pozostało w moim sercu na zawsze.

Kilka lat później poznałam koleżankę, która jeździła konno. Zapraszała mnie czasami do swojej stajni, ale tutaj też nie miałam odwagi wsiąść na konia. Hamował mnie lęk przed końmi i wolałam je obserwować z bezpiecznej odległości.

Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy moja młodsza córka wsiadła  pierwszy raz na konia – była to tylko zwykła pięciominutowa oprowadzanka, ale ona przepadła. I od tego dnia nie mówiła o niczym innym, niż o koniach. Chcąc pomóc jej realizować tę pasję, zapisałam ją do szkółki – jeździła w pięknym ośrodku Biały Las, niedaleko mojej rodzinnej wsi.

Z początku tylko ją tam zawoziłam i wracałam szybko do swoich obowiązków. Z czasem jednak zostawałam dłużej,
pomagałam jej w pracach stajennych, obserwowałam
innych jeźdźców.

Nie bez znaczenia była jedna z mam, której córka także jeździła w tej szkółce. Była aktywnie zaangażowana w czyszczenie, karmienie, czy siodłanie koni i krok po kroku wprowadzała w ten świat mnie. A na końcu zmotywowała do tego, aby na konia wsiąść.

I to był początek mojej nowej pasji. Jeżdżę konno regularnie, choć bez fajerwerków.  Nie muszę galopować z rozwianymi włosami. Wystarczy mi, że jestem z nimi, obserwuję, jak się zachowują. Konie są dla mnie formą terapii. Nie jestem nastwiona na ciągłe doskonalenie swojego warsztatu. Sam spacer z koniem jest już powodem do radości.

Szczerze mówiąc, ciągle mam wiele lęków związanych z końmi, ale krok po kroku coraz bardziej się otwieram. Praca z końmi to właściwie praca nad sobą – nie nad zwierzęciem. Ono doskonale wie, co ma robić. To, co jest do przepracowania, jest we mnie.

Ale siedząc w siodle i obserwując piękne miejsca, w których jeżdżę, jak choćby cudowny Książ, moja głowa odpoczywa. W takich momentach nie ma dla mnie nic innego – nie myślę o pracy, o problemach. Jestem obecna tu i teraz, skupiona na sobie i na koniu. I to jest dla mnie największa wartość – bycie w tej konkretniej chwili, w zachwycie nad koniem, pięknem przyrody i miejsca, w którym dane jest mi trenować. Teraz mogę łączyć także moją pasję z pasją mojej córki – jeśli tylko nadarza się okazja, jeździmy na do stajni razem. To jest dla mnie piękny i bardzo ważny czas, na który zawsze znajdę miejsce w moim planie dnia.  

Konie są wspaniałym nauczycielami życia – warto odważyć się i spróbować kontaktu z nimi. Nie trzeba od razu wsiadać – komunikacja z koniem odbywa się już na poziomie ziemi. I nawet takie chwile potrafią nakierować człowieka na właściwe tory.